Może i jesteśmy związani z naszą narodową walutą – złotówką, ale do groszówek nie czujemy sentymentu. Mniej lub bardziej stanowczo za ich wycofaniem z obiegu wypowiedziało się w niedawnym badaniu Ogólnopolskiego Panelu Badawczego Ariadna 70% ankietowanych. Jeszcze więcej zwolenników miała opcja zaokrąglenia cen do 5 lub 10 gr.
Wielu osobom może trudno będzie w to uwierzyć, ale do 2008 r. liczba wypłat z bankomatów przewyższała ilość transakcji bezgotówkowych. Rok później szala przechyliła się na rzecz tych drugich i od tego czasu coraz rzadziej płacimy gotówką. Według danych NBP za 2017 r. operacje bezgotówkowe stanowią ponad 84% ogółu transakcji, co sytuuje nas nieco powyżej średniej dla Unii Europejskiej. Duża w tym zasługa programu Polska Bezgotówkowa, który doprowadził do tego, że terminale płatnicze stały się powszechnie dostępne. Na dodatek jesteśmy bodaj jedynym krajem na świecie, w którym wszystkie czytniki pozwalają na płatności zbliżeniowe.
Drogie i kłopotliwe
Trudno się dziwić, że w tym kontekście co pewien czas odżywa dyskusja na temat ewentualności rezygnacji z 1- i 2-groszówek, niekiedy jest także mowa o wyeliminowaniu 5-groszówek. Wiąże się to z ogólnoświatowym trendem do likwidacji monet o najmniejszych nominałach. W dobie powszechnego dostępu do bezgotówkowych form płatności (karty płatnicze, przelewy, płatności mobilne) stają się one po prostu zbędne.
Jest też bardzo poważny argument ekonomiczny. Co prawda NBP nie ujawnia ile kosztuje produkcja monety o nominale 1 grosza, ale szacunki mówią, że może to być nawet 5 groszy! Potwierdzeniem tej tezy może być fakt, że jakiś czas temu bank centralny zdecydował się na zmianę składu groszówek, by ich produkcja była tańsza.
O skali kosztów i możliwych oszczędności niech świadczy fakt, że w II kwartale 2019 r. w obiegu było 12,5 miliarda monet o nominałach 1, 2 i 5 groszy. Co zaskakujące, w ostatnich latach zapotrzebowanie na nie znacząco rośnie, znacznie szybciej niż na inne nominały.
Nie prowadzono szacunków, jaki majątek mogą mieć Polacy zgromadzony w „zaginionych” groszówkach ukrytych w szufladach, szafkach, pod meblami i w innych zakamarkach, ale może to być naprawdę znacząca suma. Trudno bowiem założyć, że wszystkie drobniaki „giną” w fontannach, jeziorach, gdzie wrzucamy je „na szczęście”, czy trafiają do nowożeńców podczas obsypywania ich po wyjściu z kościoła.
Zaokrąglić ceny
Wspomniane na wstępie badanie pokazało, że mniej więcej połowa badanych nie wiedziała, że produkcja groszówek jest droższa od ich wartości. Po stwierdzeniu tego faktu, aż 70% ankietowanych uznało, że bez żalu rozstałoby się z grosikami. Zgadzając się na taki krok mało kto miał opory przed zaokrągleniem cen do 5 lub 10 groszy. Na taką zmianę przystałoby aż 77% respondentów. Jedynie 11% protestowało przeciw takiemu rozwiązaniu.