Serwis Bankier.pl informuje o bardzo groźnym procederze, który może przysporzyć mnóstwa problemów tym, którzy skuszą się na łatwy zarobek. Z pozornie "niegroźne" ogłoszenie o pracy jest próbą zdobycia numeru konta bankowego oraz danych osobowych, które zostaną wykorzystane przez organizatorów tego procederu do niewiadomych celów.
Nie od dziś wiadomo, że dane osobowe to bardzo cenna rzecz na współczesnym rynku marketingowym. Można je wykorzystać w rozsyłaniu ofert reklamowych, kontaktach związanych z zaproszeniami na różnego rodzaje prezentacje, ale i w celach przestępczych, np. do wyłudzenia kredytów.
Intencje twórców ogłoszenia o pracy, które pojawiło się niedawno w jednej z grup na Facebooku nie są do końca jasne. Na pierwszy rzut oka oferta jest bardzo atrakcyjna. Ogłoszeniodawca proponuje 3.000 zł "do ręki" za przeglądanie internetu i robienie notatek. zakres wymagań, jakie stawiane są przed chętnymi do współpracy, powinien już wzmóc czujność i prowadzić do zadania sobie pytania: "O co w tym wszystkim chodzi...?"
Pokusa dla naiwnych?
Warunki współpracy są bardzo atrakcyjne. Firma oferuje wspomniane wynagrodzenie w ramach umowy zlecenia. Oczekuje od przyszłych pracowników poświęcenia 3 godzin dziennie na przeglądanie internetowych aukcji. Jest to więc praca zdalna, bez wychodzenia z domu. Pracownik ma zapisywać w notatniku dane osób, które nabyły określone towary na aukcji. W tym celu otrzyma od pracodawcy dane do logowania w monitorowanym serwisie aukcyjnym.
Bankier.pl zwraca uwaga, że już w tym momencie powinny się pojawić pierwsze wątpliwości - dlaczego właściciel konta przekazuje komuś dane do logowania i prosi go o spisywanie danych kupujących. Jako dysponent konta powinien te dane znać... Zdaniem dziennikarza serwisu, może chodzić o tzw. nieautoryzowane wejście, z wykorzystaniem skradzionych danych do logowania.
Tajemnicze pieniądze
Kolejne zasady współpracy też prowokują do zadawania pytań.
Pierwsza z nich, to tzw. "test lojalnościowy". Ogłoszeniodawca informuje potencjalnego pracownika, że przekazanie mu danych firmowych kont na Allegro i OLX oraz numeru rachunku bankowego wiąże się dla firmy z ryzykiem. Wyjaśnia, że w ostatnim okresie został okradziony przez nierzetelnych współpracowników i w związku z tym chce sprawdzić uczciwość kandydata.
"Test lojalnościowy" ma polegać na tym, że na konto bankowe odpowiadającego na ogłoszenie zostanie dokonanych w pierwszych dniach współpracy kilka przelewów w wysokości kilku tysięcy złotych każdy. Pracodawca chce sprawdzić, czy potencjalny pracownik je odeśle na wskazany rachunek. Jeśli tak się stanie, to za każdą operację otrzyma 50 zł.
W tym momencie u czytającego ogłoszenie powinny się pojawić pytania o pochodzenie przesyłanych pieniędzy, na czyje konto są one później transferowane...
Dodatkowe wymagania
"Przepuszczenie" przez swój rachunek bankowy pieniędzy z nieznanego źródła to nie jedyne niebezpieczeństwo na jakie naraża chętny do podjęcia pracy. Znacznie więcej szkód może przynieść wymagane przez potencjalnego pracodawcę przekazanie mu dwóch zdjęć dowodu osobistego w bardzo dobrej jakości oraz drugiego dokumentu, np. paszportu lub prawa jazdy.
To dość zastanawiające, poważne firmy nie oczekują od pracowników potwierdzania swojej tożsamości. W wyjątkowych sytuacjach zdarza się jedynie prośba o przedstawienie zaświadczenia o niekaralności.
Autor tekstu w serwisie Bankier.pl sądzi, że to może być wstęp do stworzenia fałszywych tożsamości i wykorzystania ich przy wyłudzeniu kredytu czy w innych nielegalnych czynnościach.
Dla uwiarygodnienia ogłoszenia są w nim podane nazwa firmy, jej NIP i REGON. Mając te dane łatwo w internecie odnaleźć numer telefonu do rzekomego ogłoszeniodawcy. Dziennikarz Bankier.pl nawiązał kontakt z tą firmą i okazało się, że nikt nic w niej nie wie o ogłoszeniu, poszukiwaniu pracowników.
Metoda "na słupa"
Opisana przez Bankier.pl sytuacja ma znamiona procederu "na słupa". Podstawiony figurant wykonuje nielegalne działania, czyli wchodzi na czyjeś konto internetowe i pozyskuje zawarte na nim dane. Potem pozwala, by przez jego konto bankowe przekazywane były pieniądze z nieznanego źródła na inny rachunek, co nosi znamiona "prania brudnych pieniędzy". Zapewne dlatego "test lojalnościowy" dotyczy niewielkich kwot, by były one trudniejsze do wytropienia.
Organizator procederu pozostaje w cieniu. On tylko "pociąga za sznurku". Całość nielegalnych działań wykonują "pracownicy", którzy mogą ściągnąć na siebie mnóstwo kłopotów. Zamiast ryzykować, lepiej poszukać innej pracy.