Po miesiącach uspokajających wypowiedzi prezesa NBP i przekonywania, że inflacja jest pod kontrolą i ma charakter przejściowy, Rada Polityki Pieniężnej nieoczekiwanie zdecydowała o podwyżce stóp procentowych. Czas pokaże, czy zatrzyma to inflację, ale pewne jest, że wzrosną raty kredytów o zmiennej stopie procentowej, głównie hipotecznych.
Wszystkie prognozy wskazują, że w 2021 r. inflacja nie przekroczy celu NBP, który wynosi 2,5 proc. – mówił na początku lutego prezes Narodowego Banku Polskiego prof. Adam Glapiński. Swoje przewidywania opierał na fakcie, że w grudniu 2020 r. inflacja była na poziomie 2,4% i brak było przesłanek do przewidywania, że sytuacja na rynkach finansowych może ulec zmianie. Co prawda padło zastrzeżenie, że w połowie roku inflacja może być nieznacznie wyższa z powodu wzrostu cen paliw, ale potem miała powrócić do zakładanego poziomu.
Ceny rosły wbrew przewidywaniom
Bardzo szybko okazało się, że rzeczywistość rozmija się z założeniami NBP. Ceny rosły coraz szybciej i coraz więcej głosów krytyki spadało na członków Rady Polityki Pieniężnej za bezczynność. Wskazywano, że będące w podobnej sytuacji do naszej Węgry i Czechy decydują się na kolejne podwyżki stóp procentowych, że ceny paliw rosną, więc ciężko mówić o wygaszeniu ich wpływu na inflację. Pojawiały się głosy, że bezczynność RPP ma wymiar polityczny, gdyż skłania Polaków do zakupów, co napędza wpływy budżetowe i może być złamaniem konstytucji, która nakazuje NBP strzec wartości pieniądza.
Kiedy szybki odczyt inflacji za wrzesień wskazał, że rok do roku ceny wzrosły aż o 5,8%, wzmogła się presja na RPP, by w końcu zareagowała na sytuację. Byli prezesi NBP wystosowali list do jej członków list, wskazując, że dalsza bezczynność może prowadzić do wymknięcia się inflacji spod kontroli.
Nieoczekiwany ruch
Większość analityków przewidywała, że Rada zdecyduje się na podwyżkę stóp procentowych podczas listopadowego posiedzenia, gdyż taki ruch w październiku mógłby być odebrany jako uleganie naciskom zewnętrznym. Tymczasem stopy procentowe zostały podniesione już teraz, i to znacznie. Stopa referencyjna wzrosła z 0,1 do 0,5%, lombardowa z 0,5 do 1%. Choć na tle Węgier czy Czech, gdzie stopy referencyjne wynoszą odpowiednio 1,65% i 1,5%, może się to wydawać niewiele, to trzeba zaznaczyć, że ostatni ruch banku centralnego Czech, który podniósł główną stopę z 0,75%, uznany został za radykalny. Tymczasem u nas stopa referencyjna wynosiła dotąd zaledwie 0,1%.
Wyższe raty kredytów
Za pewien czas powinno się to przełożyć na nieznacznie wyższe oprocentowanie depozytów. Pewne jest natomiast, że już wkrótce wzrosną raty kredytów. Najmocniej odczują to posiadacze kredytów hipotecznych, zwłaszcza ci, którzy zaciągnęli je niedawno, gdyż w początkowym okresie spłaca się przede wszystkim odsetki od pożyczonych pieniędzy, a nie sam kapitał.
Dziennikarze serwisu Bankier.pl obliczyli, o ile wzrośnie wysokość comiesięcznej raty przy założeniu, że wskaźnik WIBOR 3M, od którego na ogół zależy oprocentowanie kredytów hipotecznych, zmieni się w identycznym zakresie, jak stopa referencyjna. Przy założeniu, że mówimy o zobowiązaniu zaciągniętym na 30 lat i marży w wysokości 2 p.p., to rata kredytu na 200 tys. zł wzrośnie o ok. 40 zł, tego na 300 tys. zł o ok. 60 zł, a zobowiązania na kwotę 400 tys. zł o ponad 80 zł.
Taki wzrost obciążeń dla większości kredytobiorców raczej nie będzie odczuwalny. Trzeba jednak pamiętać, że może to być dopiera pierwsza z serii podwyżek stóp procentowych, co w połączeniu z inflacją, która będzie redukowała siłę nabywczą zarobków, z pewnością przełoży się na kłopoty części zadłużonych. Niestety realny jest scenariusz, że zmiana sytuacji na rynkach finansowych i nieruchomości może wpędzić pewną grupę kredytobiorców, tych którzy zadłużali się w ostatnim okresie do granic swojej zdolności kredytowej, w podobne kłopoty, w jakie przed laty popadli frankowicze.