Deklaracje oszczędzania składa ponad 60 proc. naszych rodaków. Z wdrożeniem słów w życie na ogół jest gorzej. W efekcie stopa oszczędności Polaków, czyli procent odkładanych co miesiąc kwot w stosunku do zarobków, wynosi 3,6 proc. Tymczasem unijna średnia to 11 proc.
BGŻ Optima przygotował raport „Polak oszczędny 2017. Dlaczego przechodzimy obojętnie obok zysków?”. Ponad 60 proc. Polaków posiadających oszczędności w kwocie powyżej tysiąca złotych twierdzi, że odkładanie pieniędzy jest dla nich naturalne. Większość wskazuje, że najlepiej oszczędzać wg określonego planu (np. odkładając co miesiąc określoną kwotę) lub na konkretny cel.
Czyny przeczą słowom
Chcąc pozostać wiernym tym deklaracjom, powinno się na początku miesiąca odkładać na konto oszczędnościowe założoną wcześniej kwotę. Tymczasem ankietowani deklarowali na ogół, że w rzeczywistości na oszczędności przeznaczają nieoczekiwane dochody (np. premię) lub taką kwotę, jaka zostanie im na koniec miesiąca. Można założyć, że w wielu przypadkach jest to kwota niższa, niż ta, która byłaby odłożona, gdyby działano według ustalonego planu. W rezultacie kwoty zaoszczędzone na „czarną godzinę” – nieprzewidziany wydatek domowy, nagłą chorobę, itp., nie są duże.
Duża „poduszka”
Tymczasem deklaracje kwot jakie powinny być odłożone, by zapewniały bezpieczeństwo finansowe, czyli tzw. „poduszki finansowej”, są dość wygórowane. Średnia wysokość „poduszki finansowej” oczekiwanej przez badanych, to aż 69 tys. zł. Udało się ją odłożyć zaledwie co trzeciemu z badanych.
Autorzy raportu podają, że patrząc na kwestie bezpieczeństwa finansowego rodziny z innej perspektywy – niezależnie od osiąganych dochodów – respondenci wskazywali, że mogliby spać spokojnie, gdyby ich oszczędności były równowartością 20 miesięcznych pensji. To dużo, bo powszechnie przyjmuje się, że wystarczy równowartość trzymiesięcznych zarobków. Połowa z tych, którzy mają oszczędności na tym poziomie, wcale nie czuje się bezpiecznie.
Autorzy raportu zwracają też uwagę, że oczekiwany poziom oszczędności rośnie wraz ze wzrostem stopnia zamożności i tłumaczą to faktem, że zależy nam na utrzymaniu określonego poziomu życia nawet w trudnych sytuacjach.
Strach przed inwestycjami
Mało oszczędzamy, a na dodatek boimy się inwestować. Jako powód ponad połowa ankietowanych wskazała brak dostatecznej wiedzy i obawę przed utratą kapitału. Potwierdzeniem tego drugiego elementu jest fakt, że ponad 80 proc. badanych uznało, że woli gwarancję kapitału niż wysoki zysk. Nawet wśród osób o najwyższych dochodach, zaledwie co dziesiąta jest w stanie zaakceptować utratę części zainwestowanego kapitału. Aż 20 proc. ankietowanych zadeklarowało, że nie zainwestowałoby na rynku finansowym żadnej części swoich oszczędności. Połowa dopuszcza myśl o zainwestowaniu 20 proc. swoich pieniędzy.
Wynik ten stoi w sprzeczności z pojawiającymi się co pewien czas doniesieniami medialnymi o upadku kolejnych „piramid finansowych”, którym Polacy powierzyli swoje oszczędności. Najbardziej znana z nich, której bankructwo pozbawiło oszczędności najwięcej Polaków to Amber Gold. Mało kto czyta komunikaty Komisji Nadzoru Finansowego ostrzegające przed zagrożeniami.
Potrzebna nauka
Wyniki badania wskazują, że wiedza Polaków o możliwych formach pomnażania oszczędności jest niewielka. Wielu ankietowanych nie widziało różnić w poziomie ryzyka jakie wiąże się z zainwestowaniem pieniędzy w różne rodzaje funduszy inwestycyjnych. Dla wielu zakup Obligacji Skarbu Państwa to oszczędzanie, a nie inwestowanie, podobnie jak nabycie jednostek IKE czy IKZE.
Znaczna grupa respondentów chętnie inwestowałaby w rzeczy materialne, np. nieruchomości, antyki, cenne kruszce, choć wymaga to posiadania znacznego kapitału, „zamrożenia” go na długo, a wcale nie gwarantuje pewnego, stabilnego zysku. Analizy wskazują, że inwestycje w wymienionych obszarach w ostatnich latach dawały mniejsze zyski, niekiedy oznaczały wręcz straty (np. w złoto), niż inwestowanie w miarę bezpieczne fundusze inwestycyjne pieniężne czy zrównoważone.